ID-002057.doc
1994-05-17
Z życia różnych sfer
ujawnia
Bogdan Gadomski
Leszek Bonar, lat 36, Baran, z wykształcenia teoretyk muzyki, z uprawianej profesji redaktor muzyczny w dziel artystycznym Łódzkiego Ośrodka Telewizji Polskiej, znany i ceniony nie tylko w środowisku muzycznym, twórca i współtwórca programów muzycznych na ogólnopolskiej i łódzkiej antenie telewizyjnej. W tym roku obchodzi jubileusz 10-lecia pracy w telewizji.
Jest absolwentem wydziału teorii i kompozycji muzyki Akademii Muzycznej w Łodzi (dyplom w 1983 r.). W Kielcach ukończył podstawową i średnią szkołę muzyczną (klasa skrzypiec). Gra nie tylko na skrzypcach, ale także na gitarze, pianinie, trąbce. Za pracę monograficzną otrzymał specjalną nagrodę miasta Kielce. Tam zaczynał pracę redaktorską w radiu (muzyka ludowa) i w ciągu roku stał się najpopularniejszym dziennikarzem w kieleckiej rozgłośni. W telewizji łódzkiej został komentatorem muzycznym, ale był także zastępca redaktora naczelnego ds. artystycznych i przez dwa miesiące pełnił obowiązki redaktora naczelnego. Jednak bardziej interesuje go praca twórcza aniżeli administrowanie. Na swym koncie ma m.in. takie cykle jak:
Salon muzyczny,
Życie muzyczne,
Magazyn nowości płytowych, obecnie z powodzeniem realizuje wspólnie z
Jerzym Wożniakiem cykl
Co słychać (
Co nowego) z 30 wyemitowanymi odcinkami na antenie ogólnopolskiej i łódzkiej. Ostatnio zaprezentował w nim
Sławę Przybylską,
Piotra Szczepanika,
Violettę Villas. W planie programy z
Ireną Santor,
Ewą Śnieżanką i
Łucją Prus.
Jest autorem m.in. reportaży z zagranicznych podróży Teatru Wielkiego, Teatru Muzycznego i Filharmonii Łódzkiej. Ostatnią wyprawą był wyjazd z Łódzkimi Smyczkami do Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Jego dorobek to 270 programów na ogólnopolskiej antenie, miesięcznie realizuje ok. 13 godzin audycji. Za swój największy sukces uważa wypracowanie dobrej pozycji w środowisku muzycznym oraz skupienie uwagi telewidzów na programach z muzyką poważną, a także dobre kontakty ze współpracownikami.
Jest synem pary urzędników, ma dwóch braci – biznesmenów. Żona Jolanta jest adiunktem na wydziale nauk o wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego. Syn 8-letni Tomasz i córka 3-letnia Anna. Mieszka w M-5 (74 m kw.) na Radogoszczu-Wschodzie. Jeździł hyundaiem, obecnie przymierza się do nowego samochodu. Ma działkę letniskową w Dęblinach (1500 m) z drewnianym domkiem. Lubi czytać ciekawe i ambitne książki. Uprawia sport (jogging, rower górski, pływanie). Swego czasu był mistrzem Kielc w biegach przełajowych. Ceni dobra muzykę, szczególnie symfoniczną. Znany ze świetnego gustu, a jego styl ubierania jest adekwatny do charakteru. Ma 15 kolorowych marynarek, w których pokazuje się na wizji, ich wybór podpowiada zona. Nie umie i nie lubi gotować, ale lubi dobrze zjeść, szczególnie cielęcinę w sosie słodko-kwaśnym z ryżem. Jego największą zaletą jest umiar zachowywany i to, że potrafi stworzyć wokół siebie dobrą atmosferę. Jest typem pracoholika i w pracy nie liczy godzin, a wszystkiego musi dopilnować sam. Chciałby być dyrygentem.
„Express Ilustrowany”
ID-002058.doc
1992-01-29
Łódzka TV prezentuje
Laureat – Piotr Pławner
Za miesiąc tj. 8 marca br. polska TV nada w Programie II o godz. 20.00 recital pt.
Laureat – Piotr Pławner poświęcony sylwetce łodzianina, który tak wspaniale spisał się na Konkursie im. H. Wieniawskiego w Poznaniu.
„Tak się składa, że ukończyłem klasę skrzypiec w średniej szkole muzycznej – mówi „GP” autor tego programu
Leszek Bonar – dlatego od dawna fascynuje mnie ten instrument i jego wirtuozi. Z wielką też przyjemnością od początku obserwowałem niezwykłą, błyskotliwą karierę Piotra, który osiągając tak wspaniałe rezultaty w muzyce nie przestał być pełnym życia, „normalnym” 17-letnim chłopcem. Staram się to pokazać na ekranie, sięgając zarówno do jego domu (matka jest pedagogiem, kiedyś sama zawodowo uprawiała muzykę w orkiestrze
Debicha, ojciec – skrzypkiem w orkiestrze Teatru Wielkiego) jak i do środowiska szkolnego. Widzowie zobaczą nie tylko konkursowe migawki, ale też np. scenę rodzinną – Piotra grającego razem z młodszym braciszkiem w domu.”
W programie tym
Piotr Pławner wykona jeden z koncertów
Brahmsa. Pewnie też zainteresują nas pozamuzycznej pasje łodzianina, który ma przed sobą wielką karierę! Życzymy mu sukcesów!
M.K.
„Głos Poranny”
ID-002059.doc
1992-01-31
Jeszcze raz!...
Nie ulega wątpliwości, że 50-minutowy program pt.
Nasze wspólne ćwierćwiecze jest jednym, z większych przedsięwzięć reporterskich zarówno łódzkiej telewizji jak i zawodowych dokonań
Leszka Bonara. Musi on bowiem zmieścić na antenie zarówno najważniejsze fakty z przeszłości łódzkiego Teatru Wielkiego sięgając do materiałów archiwalnych, jak i teraźniejszości, połączyć z prezentacjami artystycznymi, określić styl i poziom tej świetnej instytucji. A w tym wszystkim nie zagubić indywidualnych osiągnięć artystycznych i pomysłów i koncepcji kolejnych dyrektorów…
Reportaż ten nadany zostanie w niedzielę 2 bm., o godz. 20.00 w programie II polskiej TV. Trzeba go obejrzeć, bo głównym bohaterem jest i tak łódzka publiczność. A więc do zobaczenia na ekranie!
M.K.
„Głos Poranny”
ID-002060.doc
1991-01-18
Łódzkie diabły …podróżują
Te tytułowe diabły to oczywiście spektakl opery
Pendereckiego przygotowany przez łódzkie Teatr Wielki i pokazany w Heilbronn w Niemczech. Wyprawie artystycznej towarzyszyła ekipa łódzkiej TVP z red.
Leszkiem Bonarem, która przygotowała ciekawy reportaż na temat recepcji
Diabłów z Loudun wśród zamożnej i wymagającej publiczności zachodniej. To trzeba zobaczyć bowiem wypowiadają się o poziomie łódzkiego teatru i krytycy niemieccy, i impresario pani
Barbara Śliwińska, i dyrektor instytucji zapraszającej wreszcie sami widzowie. A jednocześnie podpatrujemy czołowych solistów i muzyków łódzkich w czasie przygotowań i na scenie, towarzyszymy im w licznych spotkaniach w Niemczech, przejeżdżamy z nimi setki kilometrów autokarami (sobota, TVP II, godz. 19.30 -
Diabły z Loudun w Heilbronn).
M. K.
„Głos Poranny”
ID-002061.doc
1991-07-05
Mitotwórcza rola telewizji
To w Łodzi jest dobra filharmonia?
Byłoby jawna niesprawiedliwością nie spostrzec ostatnich wysiłków Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego związanych z popularyzacją tego, co cennego rodzi się w naszym mieście w sferze muzyki. Celowo uciekam tu od nazwisk autorów kilku świetnie zrealizowanych pozycji, bowiem rzecz nie w wystawianiu laurek i ferowaniu ocen. Wystarczy jednak przypomnieć programy telewizyjne poświęcone jubileuszowi 75-lecia jednego z najznamienitszych w kraju zespołów – Filharmonii Łódzkiej połączone z retransmisją uroczystych koncertów, a także reportaże pokazujące wspaniały proces twórczy – formowania się ostatecznego kształtu baletu
Grek Zorba czy opery
Diabły z Loudun i wreszcie relację z otwarcia Galerii Muzyki im. A. Rubinsteina (autorem wymienionych reportaży jest
Leszek Bonar – przyp.
Helena Ochocka), by uznać pracę kolegów za znakomitą. Tak, znakomitą, bowiem nie były to zdawkowe informacje z Muzeum Łodzi, placu Dąbrowskiego czy kościoła ewangelickiego, lecz audycje całą gębą, będące jednocześnie popisem warsztatowym autorów zafascynowanych klimatem zdarzeń, w których uczestniczyli z kamerą.
Warto przy tym stwierdzić, że te programy mają także ogromną wartość dokumentacyjną, zupełnie bezcenną, na co dowodem – jako przykład – może być zrealizowany 15 lat temu reportaż z pobytu w naszym mieście „króla Artura” (mowa o reportażu autorstwa
Henryki Rumowskiej – przyp.
Helena Ochocka.
Jakże często odwołujemy się do tych zdjęć uznając je także za wizytówkę dokonań kulturalnych Łodzi. Aktywność w tej sferze kolegów z telewizji cieszy tym bardziej, że każdy z tych reportaży prezentował oblicze Łodzi nie zaściankowej i zahukanej w walce o byt, lecz miasta próbującego mieć swoje miejsce na mapie kulturalnej kraju i chyba nie tylko kraju. Miasta, wbrew temu, co tak łatwo powiedziało się z mównicy jednemu z mieszkających tu twórców kilka dni temu, goszczącego twórców tak świetnych, jak ci, którzy przygotowywali tu pozycje operowe, baletowe czy muzyczne. I uczestniczący w premierach czy uroczystościach otwarcia ludzie sztuki i kultury z Polski i ze świata. A przecież można było udać, że nic się w Łodzi w dziedzinie muzyki ostatnio nie zdarzyło. I łatwiejsze to, i efektowniejsze, i może liczyć na większy poklask. Widać jednak dusze naszych kolegów z telewizji rwą się do nieba sztuki. Dzięki im za to, albowiem o tych wydarzeniach, które były tematem reportaży, zaczęło się już mówić w Polsce głośno. Może to początek walki z pojęciem pustyni kulturalnej? Róbmy to dalej!
M.K.
„Głos Poranny”
ID-002062.doc
2007-06-21
Leszek Bonar – Zasłużony dla kultury polskiej
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Kazimierz Michał Ujazdowski przyznał
Leszkowi Bonarowi odznakę honorową „Zasłużony dla kultury polskiej”. To wyróżnienie nasz redakcyjny kolega odebrał 18 czerwca z rąk posłanki
Elżbiety Jankowskie i wiceprezydent Łodzi
Hanny Zdanowskiej w trakcie wieczoru kończącego sezon w Muzeum Historii Miasta Łodzi.
Leszek Bonar pracuje w Telewizji Łódź od 1984 roku. Jest absolwentem Akademii Muzycznej w Łodzi, co w dużej mierze zdeterminowało jego dziennikarskie zainteresowania.
Przygotowuje przede wszystkim programy poświęcone muzyce i jej twórcom. Są to propozycje różnorodne pod względem formy – reportaże, relacje z wydarzeń, portrety muzycznych osobowości, koncerty. Różnorodna jest też tematyka – od muzyki popularne, poprzez jazz aż po wielkie dzieła operowe. Wśród bohaterów jego audycji są m.in.
Artur Rubinstein,
Wiesław Ochman,
Krzysztof Krawczyk,
Ryszard Rynkowski i
Eleni.
Współpracuje z wszystkimi programami ogólnopolskimi TVP. Od lat przygotowuje relacje z Łódzkich Spotkań Baletowych.
Strona internetowa TVP 3 Łódź
ID-002063.doc
1991-10-05
„Filharmonia Rubinstein” we Francji (4)
Przed wielkim koncertem
Na przełomie sierpnia i września cała kulturalna „socjeta” Francji już od 25 lat spotyka się w maleńkim La Chaise Dieu. Jubileuszowy festiwal był w tym roku o parę dni dłuższy od poprzednich, bowiem trwał aż 17 dni. We wspaniale wydanej księdze – programie imprezy – można zapoznać się z krótką historią bardzo elitarnego i prestiżowego festiwalu w miasteczku o nazwie „Tron Boga”.
Podczas inauguracji w 1966 r. wystąpił tu światowej sławy pianista francuski węgierskiego pochodzenia
Georgy Cziffra: później imię jego nadano przylegającej do budynku bazyliki Sali koncertów kameralnych. Na następnych kartach dużej, czerwono-złotej księgi widnieją zdjęcia takich sław, jak
Yehudi Menuhin,
Mścisław Roztropowicz,
Lorin Maazel, czy
Krzysztof Penderecki, goszczący tu przed ośmiu laty.
Imprezie patronuje minister kultury
Jack Lang, zaś w składzie 66-osobowego komitetu honorowego figurują nazwiska znanych ludzi sztuki nauki, potentatów finansowych, wielkiej arystokracji francuskiej z baronem de Gunsburg, księciem de Polignae i
Valerym Giscardem d’Estaing – prezydentem Francji w latach 1974-81, panem na zamku nieopodal Clermond Fernand i od lat prezydentem regionu Owerni.
Inicjatorem, dyrektorem i „dobrą duszą” 25-letniego festiwalu jest
Guy Ramona – mieszkaniec Le Puy, emerytowany kurator szkół departamentu Górnej Loary. Jego pięcioro dorosłych dzieci co roku „con amore pracuje w La Chaise Dieu: Philippe – lekarz, psychiatra – jest jednym z szefów biura prasowego, Alexandre reżyseruje światła podczas koncertów, Konstance co roku współredaguje program festiwalu. Cała trójka, bez cienia żenady, pełni i rolę bileterów. Natomiast dwie córy – bliźniaczki, każdego wieczoru zasiadają w kwartecie, aby u szczytu absydy nawy głównej wykonywać zgodnie z tradycją sygnał festiwalu – dwuminutową kompozycję
Michela Corette – organisty paryskiego z XVIII wieku. Catherine gra na violi da gamba, a Izabelle – na jednym z dwu pozytywów; czwarty instrument – to unikalna lira korbowa.
Guy Ramona (wraz z małżonką Odile) pełni rolę „gospodarza domu” z ogromną kulturą, sympatią dla wszystkich uczestników i gości festiwalu oraz pietyzmem dla muzyki, uważanej przezeń za najwspanialszą ze sztuk. Opieka, jaką roztacza nad przybyszami spoza Francji, wręcz zdumiewa: dość wspomnieć, że trojgu łódzkim dziennikarzom – dwu kolegom z TV i mnie – oddał do dyspozycji jeden z piętnastu nowiutkich peugeotów 605 (przekazanych przez właściciela firmy na czas festiwalu), abyśmy mogli się poruszać samodzielnie i bez ograniczeń po rozległej okolicy.
Oczywiście propozycja tej wspaniałej oferty wypłynęła od impresaria
Leszka Sobieckiego, któremu wszyscy łódzcy artyści na zawsze pozostaną wdzięczni za wynajęcie na dziesięciodniowy pobyt domków campingowych we wspaniałym ośrodku wczasowym (nb. czynnym przez okrągły rok) kilka kilometrów od Chaise Dieu. Powietrze lepsze niż na Gubałówce, choć na tej samej wysokości 1100 m., las, jezioro, basen, salon TV, pralnia, prasowalnia, domki z kompletnym wyposażeniem w kuchenki, lodówki, naczynia i garnki (nareszcie można gotować bez cienia wstydu!). Leżaki, kominki rozpalane kilkoma garściami uzbieranych pod progiem szyszek, grzejniki elektryczne w każdym pomieszczeniu, idealnie wyciszonych falistą białą blachą domków – wszystko to pozwoliło artystom zdobyć się na maksymalny wysiłek, jakiego wymagało przygotowanie najważniejszych koncertów festiwalu.
Powtarzam to za zamieszczoną w programie wypowiedzią
V. Giscarda d’Estaing, określającego światowe prawykonanie utworu
Casa Dei 81-letniego
Jacquesa Chailley’a za pierwszoplanowe wydarzenie jubileuszowej imprezy. Natomiast
Guy Ramona wymienia poza tym dziełem drugą z wielkich realizacji muzyków polskich – na pół inscenizowaną, z udziałem 15 aktorów francuskich
Joannę d’Arc na stosie Arthura Honeggera.
Prawykonanie
Casa Dei poprzedziły wielogodzinne trzydniowe próby prowadzone z maestrią i niezwykłym spokojem przez
Ilyę Stupela. Ogromnego opanowania i taktu wymagała od dyrygenta sytuacja, w której tuż przed wielkim koncertem kompozytor wprowadza drobne wprawdzie, ale liczne zmiany w partyturze. Spore problemy stworzyło to naszemu wspaniałemu chórowi; wespół ze studentami Akademii Muzycznej przygotowali całość w języku francuskim, a dzięki czujności – obecnej podczas łódzkich prób lektorki, utwór był w pełni zrozumiały dla indagowanych przez mnie Francuzów przysłuchujących się repetycjom w La Chaise Dieu.
Zanim jednak nastąpił pamiętny wieczór 31 sierpnia, miałam okazję usłyszeć w poprzednie wieczory dwa inne koncerty festiwalu. Narodowa Orkiestra Młodzieżowa z Holandii wystąpiła z dwoma dziełami
Brahmsa. Muzycy w wieku 15-25 lat, prowadzeni wytrawną batutą
Gaetana Delogu, zaimprowizowali świetnym wykonaniem (zwłaszcza obu skajnych części)
I Symfonii, zaś żywiołowa gra młodziutkiego koncertmistrza skrzypiec na długo pozostanie w pamięci.
Z nieco mniejszym aplauzem spotkała się prezentacja Koncertu podwójnego na skrzypce i wiolonczelę. Soliści – 31-letni Algierczyk
Jean-Marie Trotreau z mało nośnym tonem wiolonczeli oraz 23-letni Jugosłowianin
Gordan Nikolic – chłodny, niezbyt przekonywający interpretacją, zdominowani zostali przez muzykalną orkiestrę, której dyrygenta (po Symfonii) publiczność wywołała do ukłonów sześciokrotnie, a potem bardzo miała za złe brak choćby jednego bisu.
Następnego wieczoru – wielka gala: doroczna wizyta
Valerego Giscarda d’Estaing na koncercie „swojego” zespołu – „Orchestre d’Auvvergne” prowadzonego batutą 46-letniego Rosjanina z pochodzenia
Jeana-Jacquesa Kantorova. Do szumnie zapowiadanej prezentacji
Mesjasza Haendla zaproszono doskonały chór z Lyonu oraz czworo nieco mniej znakomitych solistów.
Veronique Dietschy śpiewała sopranem dźwięcznym, czystym i nie bardzo przystającym do muzyki baroku. Bułgarka
Eliane Tanteheff zadziwiła brakiem oddechu. W skromnej partii tenorowej wystąpił
Alexandre Leiter, zaś rozwibrowany bas z Drezna
Thomas Thomaschke już w pierwszej swojej arii pogubił się z orkiestra, a bezradny dyrygent nie potrafił opanować sytuacji. Nb. przy koncertmistrzowskim pulpicie słabej orkiestry zasiadał solista wczorajszego Koncertu
Brahmsa.
Tak więc wizyta dostojnego gościa nie otrzymała z estrady godnego siebie prezentu. Dostali go natomiast, dzięki uporczywym zabiegom impresaria u groźnej, eleganckiej damy – attaché prasowego
d’Estainga – dwaj moi koledzy z łódzkiego ośrodka TV –
Leszek Bonar i
Stanisław Ścieszko, uzyskując zgodę prezydenta na krótką rozmowę przed kamerą. Z tego, co mówił, wynikało jasno, iż zna się na rzeczy, chwaląc przede wszystkim chór z Lyonu.
Nazajutrz – wielki dzień artystów z Łodzi, o czym – za tydzień.
Anna Iżykowska-Mironowicz
„Głos Poranny”
ID-002064.doc
1986-02-24
O muzyce z Henrykiem Klubą
Henryk Kluba , znany reżyser (
Chudy i inni,
Szkice warszawskie,
Słońce wschodzi raz na dzień,
Opowieść w czerwieni) i rektor Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi był ostatnio gościem cyklicznego programu pt.
Moja muzyka.
Przypomnę, że autorzy cyklu, realizowanego przez różne ośrodki, zapraszają do swoich programów ludzi nie związanych z muzyką profesjonalnie, ludzi jednakże na tyle znanych z życia publicznego, by ich upodobania i wybory mogły zainteresować telewizyjną publiczność. To na pewno dobry pomysł popularyzowania artystów różnych dziedzin i nie tylko artystów oraz – popularyzowania muzyki. Za każdym razem innej, różnorodnej, będącej właśnie indywidualnym wyborem, o którym się – jak wiemy – nie dyskutuje.
Jakie są zatem muzyczne upodobania
Henryka Kluby? Jego Magnificencja zadeklarował się jako admirator muzyki współczesnej,
Honeggera,
Szymanowskiego,
Pendereckiego i
Bairda i wybór swój postarał się w przekonywający sposób uzasadnić. Jest też całkowicie od lat zaprzedany jazzowi, co zrozumiałe, gdy się weźmie pod uwagę fakt, że młodość
Henryka Kluby przypadła na czas odkrywania jazzu w Polsce i wielkiej nim fascynacji. Tej fascynacji uległo w drugiej połowie lat pięćdziesiątych wielu i dla wielu jazz pozostał czymś ważnym w życiu do dziś.
Rozmowa o muzyce stała się tu okazją do wielu dodatkowych spostrzeżeń i interesujących konstatacji związanych z zawodem naszego gościa – reżyserią filmową oraz jego obecną funkcją w PWSFTViT. Sprecyzowane zainteresowania muzyczne
Henryka Kluby znajdują odbicie w jego filmach, w tych co nazywamy opracowaniem muzycznym; starał się to udowodnić (z konieczności na ograniczonym przykładzie) prowadzący program
Leszek Bonar. Z kolei pewne praktyczne umiejętności gry na instrumentach ułatwiają i konkretyzują współpracę z kompozytorami, z dyrygentami w czasie nagrywania muzyki filmowej. Muzyki ekspresyjnej, o autonomicznych wartościach, nie ilustracyjnej. Tak mówił
Henryk Kluba w programie
Moja muzyka, a mówił na tyle interesująco, że na kolejny jego film z pewnością spojrzę także i pod tym kątem – jak muzyczny gust, wiedza i praktyczne umiejętności wykorzystane zostały w kolejnym filmowym przedsięwzięciu. Miejmy bowiem nadzieję, że mimo licznych obowiązków i zajęć, także dydaktycznych,
Henryk Kluba pozostaje przede wszystkim reżyserem filmowym. I że będzie nam dane przekonać się o tym jeszcze niejednokrotnie.
Barbara Kaźmierczak
„Ekran”
Moja muzyka (OTV Łódź)
Scenariusz i prowadzenie –
Leszek Bonar
Reżyseria –
Tomasz Filipczak
ID-002065.doc
1996-03-19
Sala lustrzana w TV
Widzowie telewizyjnej dwójki obejrzą dziś 7 odcinek programu zarejestrowanego w dobrze znanej łodzianom „Sali lustrzanej” pałacu Poznańskich. Program
Salonowe potyczki emitowany jest przez dwójkę co dwa tygodnie, we wtorki, o godz. 10.00 i (powtórzenie o 19.35). Każdy odcinek trwa 24 minuty. Program zrealizował Łódzki Ośrodek TV, producentem zaś jest Muzeum Historii Miasta Łodzi.
Leszek Bonar i
Ryszard Czubaczyński (autorzy programu) przenieśli na ekran imprezę od lat cieszącą się w Łodzi dużą popularnością.
Salonowe potyczki to spotkania z ciekawymi ludźmi, wybijającymi się w różnych dziedzinach: artystami, gwiazdami zespołów młodzieżowych, publicystami, politykami. „Na żywo” organizuje je impresariat MHMŁ (duszą przedsięwzięcia jest
Krystyna Wawrzkiewicz). W telewizji formuła jest podobna: w nagraniach uczestniczy młodzież z łódzkich liceów, która zadaje gościom pytania, często kontrowersyjne i zaczepne (stąd: potyczki).
W nadanych już przez dwójkę odcinkach „przepytywani” byli m.in.
Janusz Józefowicz,
Kasia Kowalska,
Franciszek Starowieyski. Dziś gościem będzie
Zygmunt Kałużyński. Przed nami m.in. spotkania z
Grzegorzem Ciechowskim i
Pawłem Kukizem. W planach jest łącznie 14 odcinków.
BeO
„Dziennik Łódzki”
ID-002066.doc
1996-02-05
Polski Rambo w „salonowych potyczkach”
W kolejnym szóstym programie
Salonowe potyczki przygotowanym przez redaktora
Leszka Bonara z łódzkiej telewizji i dyrektora Muzeum Historii Miasta
Ryszarda Czubaczyńskiego, ujrzymy znanego detektywa
Krzysztofa Rutkowskiego nazywanego Polskim Rambo. Wśród zaproszonych gości w „lustrzanej sali” muzeum dostrzegliśmy
Małgorzatę Potocką obok innych znanych osobistości naszego miasta oraz młodzież łódzkich szkół średnich „atakującą” setkami pytań łowcę złodziei samochodowych.
Uczniowie z Liceum Plastycznego wręczyli detektywowi
Krzysztofowi Rutowskiemu potężny, pięknie wykonany topór, któreg jak powiedział z uśmiechem detektyw, użyje przeciwko mafii samochodowej.
Krzysztof Rutkowski w
Salonowych potyczkach pokaże się na antenie ogólnopolskiej telewizji 20 lutego dwukrotnie w godzinach porannych i wieczornych.
J. Kubik
„Dziennik Łódzki”