Jan Koprowski - pisarz, publicysta, krytyk literacki, tłumacz
Jan Koprowski
Pisarz, publicysta, krytyk literacki, tłumacz
Szkice literackie
ID-002185.doc
 
RRRR-MM-DD
„Łódź Literacka”
 
Zgodnie z tytułem czasopisma pragnęliśmy ujawnić i kształtować procesy kulturotwórcze Łodzi, ale nie w oderwaniu i nie w izolacji od całokształtu poczynań kulturalnych kraju. Pragnęliśmy na mapie ogólnonarodowej kultury utrwalić i umocnić pozycję Łodzi – w miarę naszych sił i możliwości. Już w pierwszym numerze „Łodzi Literackiej”, oprócz ogłoszonych wierszy, fragmentów prozy, recenzji i omówień, sporo miejsca poświęcono zagadnieniom teatru, plastyki, filmu i muzyki. W artykule otwierającym numer (Rzut oka), Lech Budrecki podjął próbę oceny rozwoju życia kulturalnego Łodzi powojennej ze szczególnym uwzględnieniem literatury. Starał się nazwać i określić cechy aktualnie istniejącej sytuacji, która – po okresie przytłumienia i depresji – znamionowała się znacznym ożywieniem twórczym i perspektywą wzrostu. Stanisław Brucz w obszernym eseju Dziesięć kat teatru łódzkiego dokonał sumiennego przeglądu osiągnięć trzech głównych scen dramatycznych Łodzi: Teatru Nowego, Teatru im. Jaracza i Teatru Powszechnego, dowodząc, że poziom produkcji teatralnej jest „nieskończenie wyższy od normy przedwojennej”. Henryk Anders o plastyce, dwugłos Henryka Jakubczyka i Poli Wert o filmie, rozważania Feliksa Wiesenberga o muzyce łódzkiej, wiersze, proza, głosy krytyczne o najnowszych książkach pisarzy łódzkich, notatnik kulturalny, kolumna satyry – wszystko to składało Siena zawartość pierwszego numeru „Łodzi Literackiej”, którą ogół społeczeństwa przyjął życzliwie i z aprobatą.
 
"Prace Polonistyczne".
 
 
 
 
 
 
ID-002186.doc
 
1964-MM-DD
Łódzkie lata Zygmunta Bartkiewicza
 
Bezpośrednim bodźcem do napisania tego szkicu stał się odczyt Romana Kaczmarka w łódzkiej księgarni „Pegaz”, a także dwudziesta rocznica śmierci autora Złego miasta, przypadająca w roku 1964. Mimo iż Roman Kaczmarek zgromadził ogromną ilość materiałów dotyczących życia i twórczości Zygmunta Bartkiewicza, nie zdołał stwierdzić wielu faktów, jak na przykład: czy omawiany przezeń pisarz chodził do gimnazjum w Łodzi czy w Piotrkowie? Nie dziwiłbym się temu, gdyby chodziło o autora żyjącego przed wiekami. Ale Zygmunt Bartkiewicz, zmarły 10 czerwca 1944 roku w Brwinowie, żył w naszym wieku, są jeszcze ludzie, którzy znali go osobiście. I oto stajemy wobec luk w jego biografii, których nie umiemy wypełnić. We Francji taka rzecz jest nie do pomyślenia. Francuzi doceniają wagę tych spraw, do których wielu naszych historyków literatury odnosi się jeśli nie z pogardą, to z niezrozumieniem. Jaka szkoda, że mieliśmy tylko jednego Boya-Żeleńskiego. Cierpimy na nadmiar komentarzy i niedostatek w zakresie obfitej i źródłowej informacji.
A czymże winna zajmować się historia literatury, jeśli nie gromadzeniem faktów, faktów i jeszcze raz faktów?
Zygmunt Bartkiewicz ma swoje miejsce w literaturze polskiej, choć zamilkł wcześnie i przez ostatnie dwadzieścia lat swojego życia pisał niewiele. I tego właśnie autora nie uwzględnia wydany w roku 1963 Słownik współczesnych pisarzy polskich. Nie wspomina ani słowem o Bartkiewiczu w swojej książce o literaturze międzywojennej Ryszard Matuszewski. A sam znakomity Julian Krzyżanowski w nie mniej znakomitym dziele Neorealizm polski 1890-1918 podał niewłaściwą datę urodzenia autora Psich dusz, nie mówiąc już o tym, że ilość zebranych przez niego informacji jest wyjątkowo skąpa.
Zygmunt Bartkiewicz interesuje mnie nie od dziś. Jego Złe miasto - nazwa ta przylgnęła do Łodzi do tego stopnia, że tytuł ksiązki stał się zawołaniem obiegowym – nie może równać się z Ziemią obiecaną Reymonta ani nawet z Bawełną Kosiakiewicza. A jednak ono było symbolem dawnej Łodzi, i dziś, choć zapomniano o Bartkiewiczu, nie zapomniano owego tytułu ewokującego przeszłość z przełomu stuleci. Zresztą Bartkiewicz był nie tylko pisarzem, lecz także malarzem i rysownikiem, a przez kilka lat prowadził przy ulicy Piotrkowskiej tak zwany salon artystyczny, gdzie gromadzono dzieła sztuki i schodzono się na rozmowy i dyskusje. Brylowała w jego domu, zresztą krótko, Mieczysława Ćwiklińska – pierwsza jego zona, kiedy rozwiódł się z nią, miejsce jej zajęła malarka Eugenia Glanc, która przeżyła pisarza i do dziś mieszka w Brwinowie pod Warszawą.
Jest pewien epizod z życia Bartkiewicza, który powinien wejść do przyszłego pitavalu łódzkiego, jeśli taki ktoś kiedyś napisze. W roku 1907 Towarzystwo Akcyjne „S. Orgelbrand i Synowie” wydało zbiór nowe Bartkiewicza pt. Słabe serca. Wkrótce potem warszawski komitet spraw prasowych wytoczył proces autorowi nowel – Zygmuntowi Bartkiewiczowi i wydawcy Janowi Skiwskiemu. Sprawę prowadzili: przewodniczący – Fabrycjusz i sędziowie Ellenbogen i Kniaziew, zaś oskarżenie popierał podprokurator Izby Sądowej Bienkiewicz. Adwokaci Pepłowski i Rundo bronili oskarżonych, to znaczy Bartkiewicza i Skiwskiego. Akt oskarżenia zarzucał pisarzowi, że obydwie nowele zbioru: „Matczyna dola” i „63” wymierzone są przeciwko Rosji carskiej. Pierwsza ma dowodzić szkodliwego wpływu szkoły rosyjskiej na dzieci polskie, druga – przedstawiając w niekorzystnym świetle oficera rosyjskiego Zwierjewa – przyczynia się do szerzenia nienawiści. Zygmunt Bartkiewicz odparł zarzuty, dowodząc, że obydwa utwory były drukowane wcześniej w pismach, po uprzedniej zgodzie ze strony cenzury, mianowicie „Matczyna dola” w dzienniku łódzkim „Rozwój”, a „63” w petersburskim „Kraju”. Natomiast wydawca Jan Skiwski oświadczył na rozprawie sądowej, że utworów tych przed wydrukowaniem nie czytał, miał bowiem pełne zaufanie do ich autora. Trzeba tu jednak gwoli ścisłości dodać, że obydwa drukowały nowele Bartkiewicza z pewnymi opuszczeniami, które później weszły do wydania książkowego i one głównie stały się przyczyną skierowania sprawy na drogę sądową.
Mecenas Pepłowski wygłosił wspaniałą mowę obrończą, której ze zrozumiałych względów nie możemy przytoczyć. Jest bardzo długa. Najpierw wdał się on w analizę treści inkryminowanych utworów i stwierdził, że akt oskarżenia osnuty został na rozumowaniu cenzora, nie zaś na faktycznej zawartości opowiadań. Co się tyczy oficera Zwierjewa – kontynuował swój wywód Pepłowski – nie należy sprawy jego honoru utożsamiać z honorem armii rosyjskiej. Są to zresztą fakty zgodne z rzeczywistością historyczną i jeśli już można mieć do kogoś pretensje, to raczej do historii, a nie do autora. Mowę swoją adwokat zakończył słowami: „Panowie sędziowie! Nie trwóżcie się o to, że nowele Bartkiewicza nas zdemoralizują, gdyż to, co nam opowiedział, znane nam jest z historii, której nikt nie zmusi do milczenia.” Ponieważ obrońca wydawcy Skiwskiego nie zgłosił się na rozprawę, przemawiał jego pełnomocnik, który opierając się na ówczesnych przepisach prawnych oświadczył, że wydawca może odpowiadać jedynie w wypadku, gdy autor jest nieznany i gdy świadomie podziela on występny cel autora. W rezultacie Skiwskiego sąd uniewinnił, Bartkiewicza jednak skazał na dziesięć dni aresztu.
Zygmunt Bartkiewicz, urodzony w roku 1867 w Pabianicach w rodzinie lekarza, który rychło przeniósł się do Łodzi, związany był z miastem włókniarzy do roku 1911. Po ożenieniu się z Eugenią Glanc i nabyciu małej posiadłości w Brwinowie porzucił miasto, z którym tak wiele łączyło go do tej pory. Cały ten okres pobytu Bartkiewicza w Łodzi jest dotąd nie zbadany i kryje w sobie z pewnością niejeden ciekawy szczegół. Również twórczość tego wytrawnego nowelisty nie została należycie przez historię literatury zanalizowana i oceniona. Nie wiadomo tez, czy jedyny jego dramat Stare gniazda, nowe ptaki był kiedykolwiek wystawiony na scenie.
Tak więc o pisarzu, który odszedł od nas tak stosunkowo niedawno, wiemy zastraszająco mało.
 
 
 
 
 
 
ID-002187.doc
 
RRRR-MM-DD
„Kronika”
 
„Kiedy dziś z pewnego oddalenia przychodzi mi ocenić nasze wysiłki, wydaje mi się (i nie jestem zapewne w tym sądzie odosobniony), że jednym z najlepiej zrealizowanych postulatów programowych była współpraca ludzi nauki z „Kroniką”, co w dużej mierze zawdzięczaliśmy pomocy Jana Szczepańskiego, który w początkowym zwłaszcza okresie był jednym z najbliższych współpracowników i doradców „Kroniki” w sprawach naukowych i uniwersyteckich. Oto już w pierwszym numerze pisma ukazał się obszerny artykuł prof. Stefana Hrabca Humanistyka łódzka a rok Mickiewicza, przedstawiający nie tylko plany i propozycje, ale konkretne osiągnięcia naszych łódzkich humanistów. W ślad za tym artykułem ukazała się praca prof. Mariana Serejskiego pt. Na pierwszej linii frontu, dotycząca problemu badań ruchów wyzwoleńczych proletariatu łódzkiego w 1905 roku. Szerokim echem odbiło się to, z czym na łamach „Kroniki” wystąpił prof. Jan Szczepański. Jego odważny, polemiczny i z temperamentem napisany szkic W sprawie autorytetu, poddający ostrej krytyce organizację i system nauczania w naszych uniwersytetach, wywołał wiele głosów w prasie krajowej m.in. w miesięczniku „Nowe Drogi” zaatakował Jana Szczepańskiego Stefan Żółkiewski. Do artykułu tego wracano wielokrotnie, a na naradzie profesorów wyższych uczelni, jaka odbyła się w Łodzi, krytyka zawarta w artykule Jana Szczepańskiego stała się poniekąd punktem wyjścia do ciekawej i gorącej dyskusji”.
Jan Koprowski - Pisarz, publicysta, krytyk literacki, tłumacz
Biografia
Felietony
Karykatury
Szkice literackie
Zdjęcia