Łódzkie Vip-y
Henryka Rumowska – 30 lat w telewizji (od 20 lat rozwiedziona po raz trzeci, córka Marta lat 24 – V rok filologii polskiej UŁ). Wraca do Łodzi po skończeniu Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego – specjalizacja radiowo-telewizyjna i zauroczona nowym podówczas medium, 14.11.1961 r. otrzymuje pracę w łódzkim Ośrodku TV. (do roku 1964 jako współpracownik, potem pracownik etatowy – przyp. Helena Ochocka) Do tego samego gabinetu wróci już jako pełniąca obowiązki redaktora naczelnego, przechodząc uprzednio dosłownie wszystkie szczeble wtajemniczenia zawodowego.
Zakochana w telewizji – rzec można z wzajemnością, bo to medium, choć dość kapryśne pozwoliło jej świetnie poznać swoje tajniki i podarowało w cennym dorobku kilkadziesiąt reportaży i filmów, jak
Spotkanie z Arturem Rubinsteinem i Teatr
Kazimierza Dejmka, a także ponad 100 teatrów TV, których była redaktorem.
To kultura była w centrum jej zainteresowań. Najlepiej czuła się na stanowisku zastępcy dyrektora ds. artystycznych. Daleka była zawsze od polityki i ekonomii, co dziś z racji funkcji poznawać musi, choć bez entuzjazmu. Ceni w swoich pracownikach indywidualizm, osobowość, odwagę, wiedzę i rozsądek: wymaga: rzetelności i odpowiedzialności.
Do niedawna sądziła, że nie mogłaby żyć bez telewizji. Dziś wie, że należało raczej pójść do radia, bo zapewnia ono większą intymność, a kobietom pozwala na dłuższą aktywność zawodową. Telewizja jest dla młodych, ładnych, zdrowych i silnych – fizycznie i psychicznie – dodaje. Kiedyś dramatem wydawały się prawdziwe i wydumane niepowodzenia, dziś – choć w równym stopniu je przeżywa – nauczyła się skrywać swoją duszę.
Przystojna, kobieca, zawsze dobrze, ale nie ekstrawagancko ubrana. Od 1964 r. używa wyłącznie perfum „Je Reviens”. Buty nosi tylko płaskie, biżuterię tylko srebrną, futer w ogóle. Nigdy nie miała samochodu, a ze służbowego nie korzysta. Popularność kiedyś ją męczyła, dziś miło jej, gdy ją ktoś obcy poznaje na ulicy. Odkąd rolę duszy towarzystwa przejął telewizor, życie towarzyskie zamienia na zestaw: książka i kanapa.
Ma kota dachowca, który choć Gapą zwany, demonstruje filozoficzną mądrość, stoicki spokój i wiedzę wieków, czym – niestety – nie chce się podzielić.
Zofia Kraszewska
„Dziennik Łódzki”
październik 1991 r.