Jerzy Woźniak
Operator, realizator i reżyser telewizyjny
Wywiady
ID-002615.doc
 
1994-MM-DD
Trzeba wyostrzyć spojrzenie
Rozmowa z Jerzym Woźniakiem – dyrektorem Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego
 
Redakcja: W jednym z ostatnich wywiadów powiedział pan, że chciałby otrzymać tyle samo sympatycznych wyrazów uznania i gratulacji, także w dniu, w którym przyjdzie panu ostatecznie odejść ze stanowiska szefa OTV Łódź.
 
J.W.: Powiedziałem to w wywiadzie dla „Wiadomości Dnia”, ponieważ dokładnie tak myślę. Zazwyczaj dyrektorzy, nie tylko telewizji, odchodzą w niełasce. Uważam, że ten „obyczaj” warto by zmienić. Naturalnie, że głównie zależy to od dyrektorów, ale też i od tych, którzy dyrektorów zatwierdzają i tworzą wokół nich klimat. Moją dotychczasową pracę w telewizji potraktowałem jak egzamin przed objęciem tego stanowiska, chociaż – jak panowie zapewne wiecie – zazwyczaj to ja egzaminuję.
 
Redakcja: No właśnie, wykłada pan w Szkole Filmowej i jest pan od wielu już lat twórcą widowisk telewizyjnych, reżyserem o uznanym dorobku. Czy to biurko dyrektora nie ograniczy pana poczynań artystycznych?
J.W.: Bycie dyrektorem to w moim przypadku po prostu inny rodzaj tworzenia. To zdolność do inspirowania innych, to nadawanie oblicza łódzkiemu Ośrodkowi. Przecież dziennikarz telewizyjny tez jest twórcą.
 
Redakcja: Czym według pana powinien odróżniać się program lokalnej telewizji łódzkiej od innych telewizji, których coraz więcej konkuruje z sobą na rynku?
 
J.W.: Cóż, Telewizja Łódź ma na razie bardzo ograniczony zasięg (program trzeci ledwie sięga krańców Retkini) przez co jest to program typowo miejski. Staramy się obecnie o zwiększenie mocy nadajnika, ale jest oczywistą rzeczą, że inne są zadania telewizji w Katowicach, czy Gdańsku, że nie wspomnę o telewizji ogólnopolskiej; inne – lokalnej telewizji łódzkiej. Obecnie planuję szereg wizyt w zaprzyjaźnionych ośrodkach w całej Polsce, gdzie praktycznie wszędzie pracują moi byli studenci. To z pewnością będzie sprzyjać współpracy i pozwoli dopracować specyfikę naszego programu. Nie wolno nam zapominać, że oglądają nas różni ludzie, mający różne potrzeby. Dlatego mamy obowiązek prezentować różnorodne programy i opcje. Nie możemy nie zauważać, że oglądają nas widzowie o przekonaniach katolickich. Dla ludzi chorych telewizja staje się jedynym łącznikiem z tematyką kościelną. Musimy też prezentować widzom jak najpełniejszy obraz miasta, w tym przede wszystkim kulturę i jej twórców.
 
Redakcja: Trudno nie dostrzec, że kulturalna Łódź prezentuje się w telewizji znacznie gorzej niż np. Kraków.
 
J.W.: Nie moją rzeczą jest oceniać to, co było do tej pory. Niewątpliwie Łódź jest potężnym ośrodkiem kulturalnym, wcale nie gorszym niż Kraków; trzeba tylko to zauważać.
 
Redakcja: A może jest to sprawa dyskryminacji Łodzi przez telewizyjną centralę. Czy miał pan kiedykolwiek takie wrażenie?
 
J.W.: Nie używałbym słowa „dyskryminacja”. Telewizja działa inaczej niż lokalne stacje radia publicznego, które są samodzielnymi spółkami. My jesteśmy filialnymi „sklepami” wielkiej „hurtowni”, którą jest Telewizja polska S.A. zarządzana przez dyrekcję w Warszawie. Chciałbym, żeby Łódzki Ośrodek był atakowany pomysłami przez autorów, twórców, artystów, wywodzących się z miasta. Chciałbym ich namówić, zmobilizować, zaprosić. Jeżeli uda nam się wspólnie wyprodukować kilka świetnych programów, które zostaną kupione przez Warszawę, nie będzie mowy o „dyskryminacji”. Mamy tu kilku reżyserów filmowych i teatralnych. Jest Kluba, Królikiewicz, Koterski, są młodzi twórcy, których trzeba wyszukać i przyciągnąć. Istnieje silne środowisko poetów. Wielu z nich odeszło w zapomnienie, bo telewizja o nich zapomniała. Proszę też zwrócić uwagę na łódzkie teatry, mają słabą kondycję finansową, ale ile wspaniałych rzeczy się w nich dzieje. Z kolei Teatr Muzyczny, ongiś najbardziej hołubiony przez publiczność, z nieznanych powodów zaczął egzystować jakby na obrzeżach i wymaga pewnej promocji.
Chciałbym, by młodzi twórcy mieli tu swoje „pięć minut” i żeby to było łódzkie „pięć minut” na antenie ogólnopolskiej.
 
Redakcja: Czy ma pan pomysł, w jaki sposób tych młodych, interesujących twórców wyszukać?
 
J.W.: Tak, pomysł jest szalenie prosty: wyostrzyć spojrzenie na to co się w Łodzi dzieje, nie zamykać oczu, słuchać. Wtedy pomysł przyjdzie sam.
 
Redakcja: Dzięki pana głośnym programom, wielu łódzkich aktorów, kompozytorów, scenografów, mogło zaistnieć na antenie ogólnopolskiej…
 
J.W.: Także Teatr telewizji, który dzięki Bogu i Heni Rumowskiej utrzymuje się w Łodzi w doskonałej kondycji, powodował, że bardzo wielu łódzkich aktorów z czasem wywędrowało do Warszawy. Jednak panowie mieliście zapewne na myśli program Dobry wieczór – tu Łódź. Chętnie byśmy wrócili do podobnej formuły. Na pewno takie programy, robione we współpracy z Teatrem Wielkim, ale już przy użyciu innej techniki i języka, mogłoby być wizytówką Łodzi. Staram się wszystkich w telewizji uwrażliwić na wszelkie inicjatywy, które mają miejsce w mieście. Ostatnio Ryszard Czubaczyński, w związku z setną rocznicą urodzin Tuwima, zgłosił pomysł Wieczoru Tuwimowskiego. Skąd, jak nie z Łodzi, miałby on być emitowany?
Oczywiście, cały czas męczy nas problem: skąd wziąć na to wszystko pieniądze?
 
Redakcja: Właśnie, proszę powiedzieć jak pan widzi perspektywy finansowe Ośrodka?
 
J.W.: Po pierwsze mamy dział reklamy, który chcemy usprawnić i wzmocnić poprzez aktywne pozyskiwanie reklam. Sprzedajemy usługi producentom z zewnątrz, którzy wypożyczają u nas sprzęt razem z obsługą. Będziemy nadal produkowali programy na własne ryzyko z myślą o sprzedaży do innych ośrodków lub o wymianie barterowej.
 
Redakcja: Żeby poznać pana gusty i preferencje zapytajmy, czy dużo programów pan zdjął lub zamierza wycofać?
 
J.W.: Zastanawiałem się nad modyfikacją programu Godzina nocy. Robi go sympatyczny redaktor… ale jest to program radiowy. Nie chcę mieć programów typu „radio z lufcikiem”. Wszyscy musimy w Ośrodku mieć świadomość, że telewizja to synteza obrazu i dźwięku, a nie obraz do dźwięku podczepiony. Mam też zastrzeżenia do zbyt często prezentowanych magazynów kryminalnych. Michała Fajbusiewicza uważam za bardzo ciekawego dziennikarza, inicjatora wielu akcji nie tylko reporterskich, ale i charytatywnych i kabaretowych… Niestety, tematyka kryminalna ma dwie strony: zaciekawia i przyciąga, ale podana w nadmiarze może spełnić funkcje instruktażowe lub przytępić wrażliwość moralną.
 
Redakcja: Czy jest pan zadowolony z doboru prezenterów telewizyjnych, z ich sposobu bycia przed kamerą – niekiedy nieco „cierpiętniczego”?
 
J.W.: Czy ma pan na myśli…? (tu pada nazwisko).
 
Redakcja: Wolelibyśmy nazwisk nie wymieniać…
 
J.W.: Ja też. Zgadzam się z panami, że prezenter powinien wyglądać interesująco, ale musi też mieć interesujące wnętrze, wiarygodność, ciepło, które powinno emanować z człowieka sprzedającego dzień w dzień swoją twarz. Trzeba pamiętać, że prezenter ma być po trosze dziennikarzem. No i musimy brać pod uwagę nasze możliwości finansowe nie zapominając, że „suknia zdobi człowieka”, ale ta suknia kosztuje; no, chyba że podaruje ją nam „Telimena”.
 
Redakcja: A pana osobiste plany jako twórcy widowisk telewizyjnych?
 
J.W.: W najbliższym czasie chciałbym pojechać do Nicei, dokąd zaproszono mnie w związku z 50. rocznicą rewii „Holiday on Ice’’. Będzie wielka feta: 2,5 km lodowiska na nadmorskim bulwarze (we wrześniu!), gigantyczna inscenizacja… A ja mam o tym wszystkim nakręcić film. Być może zobaczymy go w Łodzi. Dalsze moje zamiary dotyczą reżyserii teatralnej, ale o nich na razie wolę nie mówić, aby nie zapeszyć. Kolejna rzecz, to moje oczko w głowie – Międzynarodowy Festiwal Szkół Filmowych w Łodzi – „Media School ‘94”.
 
Redakcja: Jest pan również specjalistą od rozrywki. Co pana ostatnio, po otrzymaniu nominacji szefa Ośrodka, rozbawiło?
 
J.W.: To, że nagle wielu kolegów i znajomych zaczęło do mnie mówić: „panie dyrektorze”.
 
Redakcja: A jak mówili przedtem
 
J.W.: Jurek, Jerzy, panie profesorze, panie Jurku… Przecież ja się wcale nie zmieniłem. Zamieniłem tylko miejsce pracy w ramach tej samej instytucji. Co nie przeszkadza, że jeżeli ktoś, kto jest ze mną „na ty” cos przeskrobie, to otrzyma ode mnie naganę surowszą niż gdyby był „na pan”. U nas nie będzie wobec nikogo taryfy ulgowej.
 
Redakcja: Ma pan ponoć imponującą kolekcję 2,5 tysiąca płyt, a pana największą muzyczną miłością jest Yma Sumac
 
J.W.: Ostatnio Bogdan Gadomski, który przeprowadzał ze mną wywiad dla :Expressu Ilustrowanego”, wręczył mi na pamiątkę kasetę mówiąc, że przegrał specjalnie dla mnie swoją audycję z Radia Classic, poświęconą Ymie Sumac. Podziękowałem serdecznie, włączyłem kasetę w domu, słucham…po obu stronach był koncert życzeń prowadzony przez Kazimierza Kowalskiego. Za to żadnego nagrania Ymy Sumac!
 
z Jerzym Woźniakiem rozmawiali Tomasz Bieszczad i Janusz Wiśnioch
„Kalejdoskop”
Jerzy Woźniak - Operator, realizator i reżyser telewizyjny
Biografia
Wywiady
Zdjęcia